W dwa autokary się zmieściwszy pojechaliśmy do Władysławowa do nowo otwartego Ocean Parku. Ocean Park został utworzony w byłym żwirowisku, które pozostawiło nieckę – a piasek stamtąd wywożony był wykorzystany przede wszystkim podczas odbudowy zrujnowanej po II wojnie światowej Warszawy. W parku, po kiełbaskowym śniadaniu, zobaczyliśmy niesamowite morskie stwory, które wszystkie zostały przedstawione w skali 1:1. Ależ dostarczyły nam niesamowitych wrażeń! Wielkie walenie, delfiny, płaszczki, foki, pingwiny cesarskie… Mors, który jest przejmująco wielki – bo może osiągnąć aż 4 metry! Przewodnicy opowiadali nam o życiu wszystkich zwierząt wszystko okraszając ciekawostkami zapierającymi dech w piersiach, lub wybałuszającymi nam oczy. No bo czy ktoś słyszał, że grindwale żyją w społecznościach składających się z tysiąca osobników?
Lub że w żołądku badanego kaszalota znaleziono swego czasu 18 000 kałamarnic – tych gigantycznych? Ha! Albo kto wiedział, że każde stado orek wykształca własny „dialekt”, który jest przekazywany z pokolenia na pokolenie? Z głowami pełnymi rewelacji oceanicznych pobiegliśmy na plaaaaaaaac zabaaaaaaaw! Ścianka wspinaczkowa, trampoliny bungee, trampoliny zwykłe, koszykówka na trampolinie, zamek dmuchany, drabinki, piaskownica, kulki, w które wpakowali się nawet ci więksi chłopcy – wszystko, co lubią dzieciaki w każdym wieku! Nie chcieliśmy stamtąd wychodzić, ale pyszny obiad u pani Krystyny zrekompensował decyzję naszych pań nauczycielek – i wreszcie powrót do szkoły. Trzeba wrócić do Ocean Parku, gdy dowiozą brakujące okazy – na przykład kaszalota, gdy skończą płetwala, do którego wnętrza będzie można wejść, gdy zimą będzie lodowisko z kuligiem.